wtorek, 30 października 2012

Jestem!

Nigdzie nie zaginęłam. Jestem, tylko nie mam czasu zaglądać, a już pisać to w ogóle.
Pracuję już w przedszkolu prawie miesiąc i nadal, a może jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że kocham, to co robię i słusznie się tam załapałam. Ale zmęczona jestem strasznie, bo dzieciaczki potrafią wykończyć. A prócz tego przejęłam obowiązki jednej z pań, która poszła na zwolnienie lekarskie, bo jest w ciąży. Także mam podwójny etat.
Na studiach też mi się strasznie podoba. Tryb zaoczny jest zupełnie inny, niż dotychczas mi znany- dzienny, ale chyba nawet bardziej mi taki odpowiada. Miałam już pierwsze zaliczenie i mogę się pochwalić pierwszą 4,5 w indeksie :)
Między mną a K. jest ok. Ostatnio tylko spięcie z mamą jego, która jest teraz wielce obrażona na mnie, ale na szczęście K. uważa, że niesłusznie. Nie chcę więcej tutaj o tym pisać. Może innym razem.
A tak, to z nowości u nas, to K. kupił nowy samochód. Przyda się, bo ten stary to już był złom niesamowity. Teraz przynajmniej nie będziemy musieli się martwić, jak będziemy chcieli gdzieś jechać, że nam się auto po drodze popsuje.
Jeszcze tylko jutro i długi weekend, wtedy skrobnę coś więcej i wpadnę do Was. :*

czwartek, 4 października 2012

Żabki.

Urlop miał być dłuższy, plany były, ale się zmyły, bo czas iść do pracy.

Wczoraj po południu zadzwoniła do mnie pani z PUP-u i powiedziała, bym przyszła do nich dziś między 8 a 10. No to poszłam. Wchodzę na poczekalnię do staży, a tam ciemno. Serio, załamałam się. Myślałam, że najwyżej kilka osób tam będzie, a okazało się, że 90 osób dostało staże. Na szczęście nie byłam ostatnia, ale co się wyczekałam 2 godziny to się wyczekałam. Za to zapoznałam kilka naprawdę fajnych dziewczyn i tak nam czas oczekiwania upływał na wspólnych pogaduchach. W końcu weszłam do środka i otrzymałam skierowanie na badania lekarskie- zdolność do pracy. Dowiedziałam się też szczegółów stażu.
Jest on na 4 miesiące, czyli do połowy lutego mam pracę i nie muszę się martwić. Godziny są bombowe jak dla mnie, bo od 7.30-15.30 od poniedziałku do piątku, wszystkie weekendy wolne. Oddział przedszkola, w którym będę mam 20 min od domu pieszo, więc naprawdę lajt. Będę pracowała pod nadzorem pani, która kiedyś była moją sąsiadką :D. Grupa, do której jestem przydzielona zwie się żabki, chodzą do niej dzieci urodzone w... 2010 r! Totalne maluchy, mają po 2 latka. Trochę się boję, czy dam radę, ale będzie dobrze, no nie? :)
Z tym skierowaniem udałam się od razu do lekarza, by zrobić te badania. Tam oczywiście znów się naczekałam jak głupia, bo była kolejka, potem zabrakło próbek do krwi itp. No, a w końcu jak weszłam, to okazało się, że muszę iść na rtg płuc, bo dawno nie miałam, a zawód tego wymaga (?). No to poszłam. W szpitalu zrobili mi rtg, a dziewczyna, która przede mną była wyszła załamana, bo wynik jutro o 12, a do 12 ten lekarz przyjmuje co wypisuje zdolność. Więc ja wykorzystałam cały mój urok osobisty i dostałam zdjęcie od razu i tym sposobem mogę jutro szybko rano biec do tego lekarza pokazać zdjęcie, odebrać zdolność, zanieść do urzędu.
Potem mam w planie odwiedzić panią dyrektor przedszkola i jej ładnie podziękować za ten staż, bo przecież to ona wszystko mi załatwiła. :)

poniedziałek, 1 października 2012

Wraz z październikiem urlop.

No i mamy październik, a wraz z nim nadszedł czas na relaks. Wczoraj ostatni dzień w pracy. I tylko odliczałam najpierw godziny, a potem minuty aż będę miała wolne.
Dzisiaj pierwsze co zrobiłam to od samego rana poszłam do PUP-u zarejestrować się jako osoba bezrobotna, żebym mogła dostać ten staż. Straciłam tam ponad godzinę na samo czekanie, żeby wejść do pokoju, takie tam babka miała ruchy. No, ale zarejestrowałam się w końcu i poszłam jeszcze na pokój staży, upewnić się, że faktycznie pracownicy tam są powiadomieni o tym moim stażu. No i na szczęście są. Konkretny termin rozpoczęcia jeszcze nie został ustalony. Niby ma to być faktycznie październik. Będą dzwonić i mnie powiadomią. Mam nadzieję, że nie zapuszczę korzeni w oczekiwaniu na telefon.
Następnie poszłam pozałatwiać resztę formalności. Wyobraźcie sobie, że mając ważne badania sanepidowskie za samo wpisanie ich wyników do książeczki lekarz (przychodnia niby NFZ), zażądał ode mnie 40 zł. Śmiać mi się chciało. Za pieczątkę. Ech, Polska.

A jeszcze Wam opowiem, bo chyba gdzieś mi ten temat umknął o mojej dentystycznej przygodzie. Zęby to najgorsze co się może człowiekowi przytrafić. Jak dotąd nie miałam z nimi najmniejszego kłopotu, aż do momentu, gdy z jakiś miesiąc temu obudził mnie w nocy straszny ból zęba. No to, się nie oglądałam na nic, tylko szybko poszłam do dentysty. No i okazało się, że mam ząb do leczenia kanałowego. Myślę sobie, jakoś przeżyję i pewnie by tak było, gdyby nie bardzo kompetentna dentystka, do jakiej trafiłam.
Zatruła mi zęba i stwierdziła, że już nie będzie bolał. Ale bolał, więc poszłam znów. Wyjęła trutkę, dała lekarstwo. Znów bolał. Poszłam znów. Kolejne lekarstwo i teksty kierowane w moim kierunku, że ona nie wie o co chodzi, że co za ząb, że dlaczego mi z niego krew leci, no normalnie masakra. Nacierpiałam się na tym fotelu jak głupia, a pożytku tyle, że ząb mnie nadal boli.
Dzisiaj idę do innej dentystki. Ponoć mają tam jakieś mikroskopowe leczenie kanałowe, to może mnie pod mikroskop weźmie i w końcu będzie coś wiadomo, bo już mam serdecznie dosyć.
Trzymajcie kciuki, żebym przeżyła wizytę.:D

A jutro przejdę się na zakupki, trzeba wydać resztę wrześniowej wypłaty :D. Prócz tego słodkie lenistwo aż do weekendu, bo wtedy czeka mnie pierwszy zjazd na magisterce. Ach, z jednej strony strasznie jestem ciekawa uczelni, wykładowców, przedmiotów i ludzi na roku, ale z drugiej już zapomniałam jak to jest uczyć się i nie do końca chce mi się znowu wdrażać w ten rytm.