niedziela, 26 lutego 2012

39.

Dieta się sprawdza. Tzn. na razie jeszcze się nie ważyłam, ale spadły mi 3 cm z brzucha, a brzuch jest moim najważniejszym elementem do poprawy, więc jestem zadowolona. Do tego dobrze się na niej czuję. Nigdy nie jadłam tylu warzyw, a przygotowywanie sobie posiłków sprawia mi dużo radości. No i korzysta na tym Krzyś, jako, że jak gotuję coś do siebie to i on sobie troszkę zje tylko wzbogacone o te produkty, których mi niewolno jeść, bo w końcu jemu to by się bardziej przytyć przydało.

W piątek wybrałam się na zakupy i już dawno nie pamiętam tak udanych! Kupiłam mnóstwo kosmetyków, bo natrafiłam na super promocje, gdzie kremy do twarzy z garniera i nivei, takie jakie akurat lubię używać i nadają się do mojej cery kosztowały... 9,99 zł! Miałam w planie tylko kremy, bo normalnie są one dużo droższe, ale jako, że natrafiłam na taką promocję to dorzuciłam sobie jeszcze balsam do ust, tusz do rzęs i kremy do golenia. Po czym stwierdziłam, że trzeba zaszaleć i w Galerii kupiłam bluzkę koloru kawy z mlekiem i piękny morelowy sweterek.

U nas dużo się dzieje. Uczuciowo między nami dobrze, ale problemów nie brakuje. Prócz standardowo zdrowotnych są też ostatnio finansowe. A wszystko przez to, że w niewiadomy sposób K. pękła szyba przednia w samochodzie i teraz nie może jeździć, bo gdyby go policja złapała to musiałby zapłacić mandat i oddać dowód rejestracyjny. No i musimy naprawić tę szybę, a to będzie kosztowało "tylko" 350 zł. Masakra ;/. Dopiero po wypłacie to zrobimy, ale coś czuję, że przez to będzie to ciężki miesiąc.

środa, 22 lutego 2012

38.

Coraz bliżej wiosna, potem lato i... plaża. Nigdy jakoś specjalnie nie przygotowywałam się na nadejście lata i wystąpienie w bikini. W tym roku jednak zamierzam to zmienić. Nie tyle może dla samego bikini, bo znów aż tak źle ze mną nie jest, ale jednak zimową oponkę brzuszną dla własnej satysfakcji postanowiłam zrzucić.

Zaczynam od ćwiczeń na spalanie tłuszczu z brzucha, znalezionych na jednym z serwerów w internecie, a do tego dodaję więcej ruchu (codziennie naginam pieszo na pkp i z powrotem, a jest to spory kawałek, około 2,5 km w jedną stronę, toteż razem już 5! dziennie), i przenoszę się na dietę Montignaca. Zawsze uważałam, że dieta to nie dla mnie, nie dam rady itp. Ale teraz jestem maksymalnie zmobilizowana. Nie chcę zrzucić dużo, bo 6 kg, więc jest nadzieja, że się uda. Nie zależy mi też na szybkim efekcie, a bardziej na tym, aby nie doszło do efektu jo-jo. I pochwalę się jeszcze, że nie odkładam tego wszystkiego "na jutro", bo zaczęłam już wczoraj! :)
Trzymajcie kciuki.

poniedziałek, 20 lutego 2012

37.

I już po weekendzie. Spędziliśmy go nie do końca tak jak było zaplanowane, czyli pod kołderką, ale i tak miło. W piątek zgodnie z planem wybraliśmy się na gorącą czekoladę i szarlotkę na ciepło. Mmm... pycha.
W sobotę posiedzieliśmy u mnie i leczyliśmy mój zły humor, a raczej Krzyś go leczył, co udało mu się znakomicie, bo gdy wychodził nie pamiętałam już jakie były powody mojego słabszego dnia.
W niedzielę pojechałam do K. Było ciasto drożdżowe upieczone przez mojego mężczyznę i devoille na kolację zrobione również przez niego.

Zaopatrzyliśmy się w puzzle, z małymi elementami i będziemy układać. Zaczynamy od 600 elementów tak na rozgrzewkę, choć tak naprawdę mi marzy się 5000 Wenecja.

Nie wiem, czy już pisałam, że prócz Włoch moją drugą miłością jest Skandynawia. I powoli zarażam nią Krzysia, który zresztą już zdążył obiecać mi, że udamy się tam na miesiąc miodowy. :P Z frontu ślubnego to jeszcze tyle nowości, że zdołałam wydedukować (ale ze mnie detektyw), że K. ma już odłożoną większą część na pierścionek, że obstawiam, że będą to święta zimowe i że mamy inne podejście do samego ślubu. On chce konkordatowy, mnie wystarczyłby cywilny. Ale pewnie stanie na konkordatowym, żebym potem nie żałowała :D. A, nie myślcie sobie, że ja K. tak cisnę o ten ślub i zaręczyny. Nieeeee. Nawet nie rozpoczynam tematu, ale jakoś samo tak wychodzi. K. często mówi, że chce ze mną spędzić całe życie no i rozmawiamy na różne tematy, co kto ze znajomych robi, czy się oświadcza itp. i wtedy łatwo wydedukować, mniej więcej datę oświadczyn, jak K. ciągle mówi przy takich okazjach, że on uważa, że najlepiej się zaręczyć po roku, lub ewentualnie 1,5 :P, że później to już on by nie chciał tylko chce po takim czasie. No i jak się mu kiedyś wymsknęło, że w 2012. Także no... sam mi klaruje :P

Ostatnio przydarzyła się nam wszystkim niemiła sytuacja. Pamiętacie, jak pisałam o T.- bracie Krzysia- i o jego dziewczynie Karolinie? Otóż okazało się, że miała ona romans z trzema innymi mężczyznami podczas, gdy spotykała się z T. Masakra. Totalnie mnie zamurowało, gdy się o tym dowiedziałam. Tak mi żal T. Jakoś sobie radzi, ale widać, że jest mu ciężko. To jest taki fajny chłopak, a spotkało go coś takiego. Na dodatek najgorsze jest to, że choć byli razem krótko, to jemu już zdążyło na niej zacząć bardzo zależeć. Ech.

Od jutra znów pobudka o 5.15. Ale tylko 3 dni, więc chyba jakoś dam radę.
Byle do piątku!

piątek, 17 lutego 2012

36.

Dzisiaj jest siedemnasty. I nasza kolejna miesiącznica. Już dziewiąta. Coraz bardziej zbliżamy się do roku. Czas tak szybko leci, a z każdym dniem kocham go coraz bardziej.
Z okazji tej naszej małej miesięcznicy wybieramy się dzisiaj na krótki zimowy spacer, a potem na gorącą czekoladę.

Pierwszy tydzień uczelniany zakończony. Nie obyło się bez przygód w postaci opóźnień pociągów i tysiąca telefonów, czy dojadę na ćwiczenia, czy nie. Był też foch pani bibliotekarki na mnie i przemoczone buty. Wesoło.

Przeziębiłam się. Przez te buty chyba.
Kicham.
Smarkam.
Nic nie słyszę, bo mam zatkane uszy.
Gardło czerwone jak się patrzy. Muszę się kurować!

Weekend spędzę pod kołdrą. Ale do towarzystwa wezmę sobie Krzysia. :P

Miłego weekendu kochane! :)

poniedziałek, 13 lutego 2012

35.

W sumie chyba mogę już napisać.
A więc w skrócie mówiąc mój organizm wyczyniał tak różne cuda, że musiałam odwiedzić ginekologa. I okazało się, że z guzkiem wszystko ok, że to efekt zbyt wysokiej prolaktyny, która wzrosła po tabletkach anty. Teraz po odstawieniu guzek stał się mniej wyczuwalny, także lekarz jest zdania, że samoistnie zaniknie w momencie, gdy poziom prolaktyny wróci do normy. To dobra wiadomość.
Kolejną, która zmusiła mnie do wizyty u lekarza był nadprogramowy okres. W zasadzie okres po okresie. I tutaj zaczęły się schody, bo lekarz stwierdził, że błona się nie złuszcza i dlatego tak długo mnie nie było, bo musiałam upewnić się, że to nie... ciąża.
Została jednak wykluczona.
W sumie odetchnęliśmy z K. z ulgą, ale powiem Wam, że to była mała ulga. Spodziewałam się, że jakoś bardziej odczuję radość, że nie ma Bąbla. No, ale jednak się cieszymy, bo najpierw przydałby się ten ślub i obrona licencjatu.

W sobotę obchodziliśmy przedwczesne Walentynki- nasze pierwsze razem. Zrobiliśmy sobie kolację przy świecach, na którą był kurczak w sosie owocowo- winnym. Nie spodziewałam się, że połączenie mięsa z pomarańczami i aronią może być tak smaczne. Do tego lampka winka i długi namiętny seks :)
No i na deser ciasto upieczone przez Krzysia. Tak, tak, mój facet upiekł dla mnie moje ulubione ciasto :).

Wczoraj natomiast siedzieliśmy u mnie w domku i snuliśmy różne rozważania. Lubię czasem pogadać na temat urządzania domu, na temat tego, co nam się podoba. Obojgu nam się marzy prysznic z hydromasażem i kuchnia z czarnymi meblami (taaa, strasznie niepraktyczna ;p), ale to tylko takie gadanie, przynajmniej póki co ;)

Dziś mam ostatni dzień ferii. Od jutra zaczynają się zajęcia. Na szczęście pod względem ilościowym jest ten pierwszy tydzień dość lajtowy, bo tylko 3 dni, piątek znów wolny i tylko po 4 godziny. Ale wstać muszę jutro 5.15- nieludzka pora!

niedziela, 12 lutego 2012

34.

Ostatnio tak dużo się dzieje, że nie mam kiedy tu zajrzeć- wiem, częste to usprawiedliwienie tutaj. Ale naprawdę kochane, wybaczcie.
Jak wszystko się wyjaśni już obojętnie w jakim kierunku, to napiszę, o co chodziło ;).

Także na razie ściskam Was mocno :* :*

czwartek, 9 lutego 2012

33.

Urodziny oświętowane. Dostałam wymarzoną sweterkową tunikę i czerwoną różę od Krzysia. Nie wiem, skąd wiedział, w jakim sklepie jej szukać, ale jakimś cudem jest właśnie z tego sklepu, w którym ją oglądałam. Podziwiam go, że odważył kupić się ciuch, bo to różnie jest z tymi rozmiarami i ja chyba bym się nie odważyła, ale trafił idealnie.
Sernik się udał, wszystkim smakował, także kolejny wypiek mogę zaliczyć do udanych. K. się śmieje, że odkryłam w sobie talent kulinarny, o który nigdy się nie podejrzewałam. Talent to może za dużo powiedziane, ale gotowanie i pieczenie sprawia mi coraz większą przyjemność! A jeszcze gotowanie z Nim, to już w ogóle bajka.

Jako, że zbliżają się Walentynki, a wypadają one we wtorek, kiedy to zaczynam nowy semestr i zajęcia nie pozwolą nam się wtedy spotkać, to świętować będziemy już w sobotę. Prezent już mam. Wywołałam Mu nasze wspólne zdjęcia, bo wiem, że sam mówił, że by chciał je mieć, tylko nigdy nie ma czasu iść sobie ich wywołać (takie godziny pracy), do tego dołożyłam paczkę cukierków wedlowskich, bo takiemu łasuchowi nie może nigdy zabraknąć słodkości i kartkę Walentynkową. Na wieczór zaplanowaliśmy sobie wspólne pichcenie w kuchni- mamy zamiar poczynić kurczaka w sosie owocowo- winnym, a później uczcimy to święto łóżkową miłością.

Ostatnio byliśmy na randce w pizzeri. Dawno nie jedliśmy pizzy, więc oboje się ucieszyliśmy. A wczoraj wieczorem, pojechałam do K. i zostałam po raz kolejny mile zaskoczona, bo mój mężczyzna miał dla mnie niespodziankę- zrobił mi obiecaną już jakiś czas temu jajecznicę z pieczarkami, a na deser były pieczone jabłka z cynamonem. Pycha!

Poza tym postanowiliśmy skorzystać z życia i wybieramy się na długi majowy weekend nad morze. Jeszcze nie wiemy gdzie, ale chcemy spędzić trochę czasu tylko razem, odetchnąć od codzienności.

niedziela, 5 lutego 2012

32.

Słodkie lenistwo trwa dalej.
Moje dni są do siebie zadziwiająco podobne. Wyleguję się w łóżku do dziesiątej, potem wstaję ogarniam trochę w domu i przygarniam książkę, bądź podczytuję co u Was, znów nie zawsze zostawiając komentarz. Ostatnimi czasy internet z niewiadomych przyczyn tak mi zwolnił, że otwieranie każdej strony to mordęga, nie mówiąc już o pisaniu notek i komentowaniu- dlatego mnie tu mało.

Wczoraj wybrałam się na zakupy, nie miałam w planie kupować nic wielkiego, ale przypadkowo przyuważyłam ciekawe spodnie w jednym ze sklepów, zakochałam się i od razu musiałam je mieć. :)

Mróz mocno daje nam się we znaki. Jak nie było zimy to nie było, za to jak przymroziło, to za wszystkie czasy. Wielkopolska spowita temperaturą -17 stopni. Nadal jednak bezśniegowo. Na szczęście takie pogody można oglądać zza okna, gdy w domku jest cieplutko.

Między nami wszystko układa się należycie. Odliczamy kolejne dni bycia razem, usychamy z tęsknoty, gdy tej drugiej osoby nie ma obok i cieszymy się każdą chwilką spędzoną razem. Ostatnio oglądaliśmy nową część Jonny Englisha (nie wiem jak to się pisze :P), całkiem fajna, można się było pośmiać, a najbardziej mnie rozśmieszała mordercza sprzątaczka z zabójczym odkurzaczem :D

Właśnie poczyniłam pierwszy w swoim życiu sernik. Z kakaowym spodem. Mniam. Piecze się w piekarniku i mam nadzieję, że będzie zjadliwy.

Poza tym jutro są... moje urodziny! Tak, kończę dwadzieścia dwa lata. Ten czas tak szybko leci. Pamiętam jak czekałam na osiemnastkę, a teraz już 22. Krzyś przyjedzie do mnie zaraz po swojej pracy i będziemy świętować. Placek się piecze, wino już kupione, brakuje jeszcze tylko dobrej kolacji, ale to zdążę coś wymyślić.

czwartek, 2 lutego 2012

31.

Nareszcie. Święty spokój z sesją.
Poprawka była dzisiaj, wyniki znane od razu. Zdałam, to najważniejsze. Ale system oceniania mnie zaskoczył. Na poprawce ma się tylko 3. Nie wiedziałam. Może dlatego, że to dopiero moja druga poprawka przez okres trzech lat była? Tak jak mówię, najważniejsze, że zdane.
Teraz ferie.
I dużo czasu dla siebie- nareszcie. W planach lenienie się i jeszcze raz lenienie się.
Zajęcia zaczynają się dopiero 14 lutego, więc jeszcze dużo czasu. Plan już jest gotowy. Nawet całkiem fajny- nie siedzimy tym razem na zajęciach do 20, jak to miało miejsce w tamtym semestrze.
Powoli zaczynam myśleć co dalej. W końcu niedługo obrona, a co potem. Myślałam, żeby skończyć na licencjacie, ale K. namawia mnie, żebym poszła dalej na magistra. Jeśli bym się zdecydowała to chyba wybrałabym wtedy drugi kierunek, pedagogikę o specjalności socjoterapia i promocja zdrowia. Nawet dzwoniłam już do wydziału i pytałam, czy można iść na magisterkę z tego kierunku, jeśli licencjat ma się z mojego i podobno nie ma przeciwwskazań, także mam nad czym myśleć.