wtorek, 27 grudnia 2011

21.

Zbliża się koniec roku i początek nowego 2012. Czas więc na małe podsumowanie.

Rok 2011 był przemienny. Obfitował w mnóstwo wydarzeń, niekoniecznie do końca szczęśliwych, ale i tak dla mnie będzie kojarzył się miło, bo właśnie on przyniósł mi mojego Krzysia. Ale po kolei.

Styczeń powitał mnie fatalnymi wieściami. Kiedy po Sylwestrze spędzonym wraz z Byłym w górach na nartach wróciłam do domu, okazało się, że nie ma już z nami mojego ukochanego Czarnucha, którego kochałam całym sercem. Kocur chorował na padaczkę i w końcu właśnie w Sylwestra walkę z chorobą przegrał. Niefortunne i straszne rozpoczęcie roku.

(fot. Czarnuszek przed domem)

(fot. Tatry w Białce Tatrzańskiej)

  I podobno, jaki początek roku, taki cały rok. Niemalże się to wszystko sprawdziło. Jakoś nie służyłam nam ten nowy rok z Byłym. Ciągle się kłóciliśmy. Ciągle jedno drugie zawodziło i w efekcie pod koniec lutego rozstaliśmy się. Był to dość duży cios, bo byliśmy razem ponad 4 lata i na moim palcu chował się już pierścionek zaręczynowy. Cóż, oddałam go i rozpoczęłam nowe życie. Było ciężko, ale...
Pogrążyłam się w nauce- w końcu czymś trzeba było się zająć. I jakoś dawałam radę.

W międzyczasie w domu trwał remont. Między innymi wymienialiśmy w domu wykładziny. W sklepie z wykładzinami i innymi pierdołami do domu wypatrzyłam sobie Jego- mojego Krzysia. Tylko wtedy żadne z nas nie wiedziało, że kiedykolwiek będziemy razem. I tak mijały dni, aż kiedyś dzięki koleżance się poznaliśmy. Zamieniliśmy kilka słów, wymieniliśmy telefonami i jeszcze tego samego dnia zaczął do mnie pisać, a następnego dnia, nie zważając na to, że powinnam się uczyć do egzaminu spotkaliśmy się na kolacji w restauracji. Od tego czasu jesteśmy nierozłączni :)

 (fot. my :* podczas wrześniowego urlopu Skarba)

Sesja zakończona sukcesem i upragnione wakacje.
Był wyjazd do Wrocławia do koleżanek, wyjazd do Gdańska do jednej z blogowiczek i ukochane Włochy :).

(fot. Zatoka Gdańska)

(fot. Włoska plaża na Capri)

Nie było tylko wspólnego wyjazdu z Krzysiem, ale urlop na rowerach spędziliśmy i tak razem.
A potem kolejny rok studiów rozpoczęty i trudne chwile, bo już trochę mniej czasu dla siebie. Wszystko jednak pokonaliśmy i idziemy dalej.
Problemy zdrowotne, próby uporania się z nimi i wizja kilkumiesięcznego leczenia zęba.
I najwspanialsze łóżkowe wieczory.
I cudowne święta, spędzone w całości razem. Mimo, że może niektórzy nie do końca potrafili się zachować.
A teraz czeka nas wspólny Sylwester i wspólne witanie Nowego Roku.
Oby przyniósł więcej radości i jeszcze więcej miłości! :)

piątek, 23 grudnia 2011

20.


Kochane, 

z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałam Wam życzyć
wszystkiego co najlepsze, ciepłej, rodzinnej atmosfery przy świątecznym stole,
niezapomnianych chwil z bliskimi i radości z Narodzenia Pana.



wtorek, 20 grudnia 2011

19.

Wczorajszy dzień to był ostatni dzień zajęć na uczelni i tym samym mam już dzisiaj wolne. A Krzysiu wziął sobie tydzień urlopu przed Świętami, żeby zdążyć wszystko pozałatwiać i tym samym wybraliśmy się dzisiaj na zakuoy świąteczne.


Kupiliśmy mojemu tacie ode mnie zestaw kaw smakowych, jako, że jest zapalonym kawoszem, a Krzyś kupił mu do tego kubek specjalnie do kawy. Swojemu tacie K. kupił zestaw do golenia, Tomkowi kupiliśmy perfum, nad którym spędziliśmy chyba z pół godziny, bo żaden nam się nie podobał. Do Karoliny- dziewczyny Tomka wzięliśmy książkę, bo podobno lubi kryminały, mamy tylko nadzieję, że jeszcze tego akurat nie czytała- wybieraliśmy z nowości, więc jest spora szansa, że trafimy. Do swojej mamy K. kupił łańcuszek z zawieszką i tutaj najlepsze, że to ja wybierałam, więc jestem ciekawa, czy teściowej w ogóle się prezent spodoba, mam nadzieję, że tak. Mojej mamie K. kupił wazon na kwiaty, a ja ceramicznego aniołka, bo mama je kolekcjonuje, a takiego jeszcze nie ma:



I teściom kupiłam kubki do herbaty, czy kawy.



A Krzysiowi miałam w planie kupić sweter, ale mnie ubiegł i tydzień temu już sobie taki właśnie, jaki miałam na oku sam kupił. Więc musiałam wymyślić coś innego. Tym samym kupiłam mu perfum i kalendarz z samochodami- takim męskim motywem, więc myślę, że będzie zadowolony. Do tego powoli kompletuję paczkę słodyczy, bo to jest wielki łasuch, ten mój mężczyzna i tak naprawdę te słodycze sprawią mu chyba największą radość.



Rano byliśmy jeszcze na badaniu krwi. Mam nadzieję, że wyniki będą dobre. I jeszcze zanieść buty do szewca, bo stwierdziłam, że kupować nie będę (buty na sylwestra). Szkoda mi wydawać pieniędzy, bo odkładamy cierpliwie na te nasze wymarzone wakacje. Nawet byliśmy już w biurze podróży- wydawać by się mogło, że wcześnie, ale do końca stycznia jak się rezerwuje to są często duże zniżki, nawet do 40%, więc chcemy z jakiejś promocji skorzystać. Mieliśmy nastawienie głównie na Francję, ale na razie takich ofert mało, mają być po Nowym Roku, za to spodobała nam się też Chorwacja, akurat taka na 9 dni, czyli już dość długi urlop, tylko, że wtedy bym musiała wyrabiać paszport, a to dodatkowe koszty. Poczekamy jeszcze z decyzją, bo w pierwszym tygodniu stycznia mają być oferty z biur, które organizują fajne wycieczki właśnie do Francji i wtedy zdecydujemy. Chociaż z decyzją będzie trudno, bo Krzysiowi marzy się Francja, a mi bardziej Chorwacja...

Święta zaś mamy już ustalone jak spędzimy. Bardzo żałujemy, że nie mieszkamy razem, ale wydaje mi się, że i tak maksymalnie wyciskamy ile się da, żeby jak najwięcej ze sobą pobyć. Tak więc wigilię każde z nas spędzi u siebie z rodziną, potem K. przyjedzie i pojedziemy na pasterkę. I święto spędzimy u mojego wuja na imieninach, natomiast II u Krzysia w domu z jego rodziną.

niedziela, 18 grudnia 2011

18.

Od jakiegoś czasu zaobserwowałam, że coraz więcej osób zamyka swoje blogi. I zaczęłam się zastanawiać, dlaczego?
Jak tak zaczęłam nad tym wszystkim myśleć, to w głowie zaświtała mi myśl, że może też powinnam zamknąć swojego bloga? W końcu nie tak trudno w dzisiejszych czasach odszukać kogoś w świecie blogowym i skojarzyć go z postacią realną, zwłaszcza, gdy się wie jak szukać i gdzie.
Na moim blogu codziennie jest mniej więcej sto odwiedzin. I tak naprawdę nie mam pojęcia, kto tutaj wchodzi, po co i dlaczego.
Dlatego decyzja została podjęta: bloga zamykam, a dostęp będą miały tylko osoby mi znane.

Także kochane proszę o zostawianie swoich adresów e-mail, jeśli chcecie nadal mnie czytać :)

piątek, 16 grudnia 2011

17.

W końcu relaks.
Wszystkie przedświąteczne zaliczenia w szkole już za mną. I wszystkie pozytywnie zaliczone, więc spokojnie mogę teraz nadrobić zaległości we wszystkim tym, na co nie miałam czasu podczas intensywnej nauki. Kolejne zmagania z uczelnią dopiero w drugim tygodniu Nowego Roku.
Nie do końca może mogę pozwolić sobie na kompletne lenistwo- idą w końcu święta, więc i pracy w domu dużo. Umyte są już okna, wypucowane drzwi i grzejniki. Resztę zostawiam na przyszły tydzień, tak samo jak kuchenne wymysły, które będziemy realizować z mamą od przyszłego czwartku.

Jutro mija siedem miesięcy jak jesteśmy razem z Krzysiem. Świętowanie jednak przełożyliśmy na dzisiejszy wieczór, bo zarówno jutro jak i w niedzielę K. musi spędzić w pracy. Najbardziej bawi nas to, że gdy się pierwszy raz spotkaliśmy żadne z nas nie miało planów, że to na dłużej i że cokolwiek z tego będzie. Pamiętam, że ja kompletnie nie byłam przekonana co do niego, zwłaszcza, że wtedy wydawało mi się, że te siedem lat różnicy to taka wielka przepaść. Teraz się z tego śmiejemy. Chociaż Krzyś przyznaje, że zawsze chciał mieć młodszą dziewczynę.
Ostatnio czuję coraz bardziej, że te wymarzone oświadczyny prędzej czy później będą miały miejsce. Niby tak całkiem przypadkiem, zeszliśmy na temat tego, jakie kamienie mi się bardziej podobają: diamenty, czy szafiry (jako, że w gazecie wyczytałam, że kamieniem dla mnie na kolejny rok jest szafir) i K. wprost zapytał, z jakim bym wolała pierścionek.

środa, 14 grudnia 2011

16.

Podobno jest tak, że jak układa się w miłości, to nie układa się w innych dziedzinach życia. Moja mama mawia, że coś musi boleć, coś musi nie wychodzić, bo inaczej nie czulibyśmy, że żyjemy. I coś w tym jest.

15 lat temu, będąc w przedszkolu jeszcze podczas zabawy upadłam tak pechowo, że ukruszyłam sobie ząb i to na dodatek jedynkę. Na szczęście tylko kawałeczek i pani z przedszkola szybko zawiozła mnie do dentysty, który na ten ukruszony ząb nałożył mi osłonkę, tak, że nie było widać żadnej różnicy pomiędzy normalnymi zdrowymi zębami. Dentysta ostrzegł też, że gdy skończę lat 18 prawdopodobnie będzie trzeba dokonać zmiany nałożonego materiału. Przez te wszystkie lata nic się nie działo, aż całkiem niedawno materiał zaczął niszczeć, więc pamiętając o słowach dentysty udałam się, żeby wszystko wymienić (już do innego stomatologa, gdyż tamten przeszedł już na emeryturę). No i się zaczęło.
Okazało się, że ząb się pani stomatolog nie podoba, gdyż jest jakiś dziwny. Zleciła więc zdjęcie rentgenowskie, które wykazało nacieki na dziąsłach nad jedynką i dodatkowo nad dwójką. Podobno to ziarniaki naciekające latami od tamtego urazu, powstałe wskutek błędu tamtego dentysty, bo powinien on wyleczyć ząb najpierw kanałowo. Kurczę no. Teraz czeka mnie leczenie kilku miesięczne z tego co zdążyłam się zorientować. Boję się, bo dopiero po Nowym Roku mam kolejną wizytę ze względu na to, że jak się dowiedziałam po otwarciu ząb może puchnąć i różne dziwne rzeczy się dziać. Nigdy nie miałam problemów z zębami! Jestem mocno przestraszona. Szykuje mi się więc miła końcówka i świetny początek kolejnego roku :(

niedziela, 11 grudnia 2011

15.

Czujecie już powoli świąteczną atmosferę? Ja już powoli zaczynam zdawać sobie sprawę, że idą święta. Zrobiłam już większą część zakupów świątecznych, został mi jeszcze tylko prezent dla mamy, z którym mam spory problem, ale powoli chyba jakiś pomysł zaczyna mi się kształtować.
Prezenty, jakie zrobiłam innym pokażę już po świętach, bo... boję się, że przypadkowo mogliby jakimś cudem tutaj trafić- zwłaszcza Krzyś i z niespodzianki byłyby nici.

Ostatnio wybraliśmy się na wieczorny zimowy spacer, żeby podziwiać naszą choinkę zdobiącą rynek w naszym mieście. Co prawda choinka jest dokładnie taka jak co roku, ale myślę, że całkiem ładna i ładnie wpasowuje się w otoczenie.


Egzamin ustny z prawa zaliczyłam na piątkę. W sumie nawet łatwo poszło- nie spodziewałam się tego. Niestety nie wszyscy zdali i to na dodatek osoba, która była w pokoju razem ze mną i odpowiadała przede mną, więc nie muszę wspominać, jaki stres mnie ogarnął, gdy tylko przyszła na mnie pora.
Co do kłopotów zdrowotnych, to niestety leków, które zapisał mi lekarz brać nie mogę. Powody są dwa. Pierwszy to taki, że nie uprzedził mnie, że po nich nie można prowadzić samochodu, a niestety ja nie mogę na codzień obejść się bez tego wynalazku. A drugi jest taki, że nie wpływają one na mnie zbyt dobrze- cały dzień mogłabym spać, kręci mi się w głowie i nie mogę złapać równowagi. Wyklucza to mnie z normalnego życia, a przecież nie mogę całymi dniami siedzieć w domu. Także odstawiłam leki. Czuję się dużo lepiej, bo po prostu znacznie mniej się stresuję. Duża jest też w tym wszystkim zasługa Krzysia, bo bardzo się stara wymyślać takie formy spędzania czasu, żebym czuła się potem zrelaksowana.

Z Krzysiem wszystko idzie w dobrym kierunku. Powoli gdzieś tam przebłyskują jakieś pojedyncze sygnały, że chciałby ze mną spędzić życie. Objawia się to w takich niewinnych sytuacjach, kiedy oglądamy jakieś programy o domach i rozmawiamy jaki by się nam marzył, kiedy mówi, że chciałby się przy mnie budzić i mieć mnie dla siebie.

Mama Krzysia się uspokoiła. Spuściła z tonu tak mocno, że nawet zastanawiam się, czy to tylko to moje olewanie, czy może jednak i jakaś zasługa K. Jest nawet miła! Dostałam od niej prezent na Mikołaja- byście widzieli moją zdziwioną minę i przede wszystkim nie docina mi. Przychodzi porozmawiać, jak i wcześniej, ale rozmawiamy na neutralne tematy i jest naprawdę fajnie. Chciałabym, żeby tak już zostało.

środa, 7 grudnia 2011

14.

Wczorajszy wieczór z Krzysiem był wspaniały. Nie spodziewałam się, że z mojego mężczyzny taki romantyk. Wszystko zaczęło się od kolacji ugotowanej przez Krzysia i podanej przy świecach. Później wyszłam na chwilkę do łazienki, wracam a tutaj łóżko zasłane płatkami czerwonych róż. Nie trzeba chyba pisać co było dalej. Długi i namiętny seks, poprzedzony masażem pleców- tak dla rozluźnienia.
A dzisiaj wybrałam się z wizytą do lekarza, żeby sprawdzić czym spowodowane jest to kłucie w klatce. Pierwszy raz byłam u tego pana, różne opinie o nim słyszałam, ale muszę przyznać, że czuję się usatysfakcjonowana. Nie zbył mnie, jak to już kilka razy mi się zdarzyło, lecz dokładnie przebadał, zmierzył ciśnienie, wsłuchiwał się długo w mój oddech, oglądał nawet moje paznokcie, oczy, przeprowadził wywiad itp. Okazało się, że mam zbyt wysokie ciśnienie (150/80) i zbyt szybki rytm serca (problemy takie miałam już przy urodzeniu, potem cisza i w gimnazjum no i teraz). Szczerze mówiąc ja się bardziej spodziewałam, że to od hormonów, które stosuję jako środek anty, a tutaj się okazuje, że jednak nie i że to są nerwobóle. A przynajmniej taka jest wstępna diagnoza, bo podobno praca serca jest czysta. Tak więc dostałam jakieś leki i jeśli nie przejdzie to mam znów się zjawić za dwa tygodnie, jednak mam nadzieje, że minie.

wtorek, 6 grudnia 2011

13.

Dziękuję wszystkim za rady pod ostatnim postem. Starałam się do nich stosować i rzeczywiście przyniosło to jako takie efekty.
Przede wszystkim miałam okazję poznać Karolinę- dziewczynę brata Krzysia. Początkowo martwiłam się, czy znajdziemy wspólne tematy, bo jest to osoba o dużo, dużo starsza ode mnie. Na szczęście okazało się, że kompletnie niepotrzebnie, bo rozmawiało nam się naprawdę dobrze. Karolina luzowała trochę atmosferę, podobnie jak Tomek i co chwilę z czegoś się śmialiśmy. Teściowa oczywiście próbowała wysyłać w moim kierunku kilka przytyków, ale totalnie je zignorowałam i w ten sposób po niedługim czasie odpuściła sobie i przeniosła uwagę na inne osoby. Wasz sposób zadziałał i teraz mam zamiar go stosować przy każdej okazji.
Wczorajszy dzień cały spędziłam na uczelni. Od rana do wieczora. Na szczęście na ostatnich zajęciach facet był wyrozumiały i po części teoretycznej zrobił już listę obecności i na części praktycznej zostawał ten, kto chciał- w sumie nawet nie wiem, czy ktokolwiek został. A dzisiaj rano w pociągu taki ścisk, że nie było czym oddychać. Dodatkowo niektórzy ludzie zachowują się jak zwierzęta- pchają się, depczą, aż mi zniszczyli buty- zdarli z czubka skórkę. :/
Ostatnio z moim zdrowiem znowu krucho. Jutro wybieram się do lekarza, muszę powtórzyć badania krwi i mam nadzieję, że wyniki będą dobre. Możliwe jest, że to kłucie w klatce piersiowej jest związane z dużym stresem i nieregularnym trybem życia. Stresu mam dużo, a jeszcze go sobie dołożyłam wyszukując w internecie, co może oznaczać takie kłucie i teraz tylko jeszcze bardziej się martwię i ciągle o tym myślę, co pewnie też jakiś wpływ na to wszystko ma.
Ale dzisiaj wieczór relaksu z ukochanym Krzysiem. :)

sobota, 3 grudnia 2011

12.

Ostatnio znów miałam starcie z teściową. Tym razem sporo przesadziła i do akcji wkroczył Krzyś i nawet jego brat Tomek zainterweniował.
Nie będę przytaczać tu tego, co powiedziała, ale dość powiedzieć, że łzy mi płynęły strużkami po policzkach.
Po interwencji chłopaków przyszła i przeprosiła, po czym dostało mi się, że się na nią obraziła i że ona przecież mówi to z miłości. Ciekawe z miłości do kogo?
Nie potrafię sobie wyobrazić niedzielnianych imienin. Siedzenia przy jednym stole i wesołych pogawędek. A może kolejnych docinek pod moim adresem?
Jutro będzie ciężki dzień.

czwartek, 1 grudnia 2011

11.



Miło jest dostać czasami taki bukiet kwiatów bez żadnej okazji. Ot tak po prostu w dowód miłości.
Cieszę oczy ich widokiem.