wtorek, 27 sierpnia 2013

Ufff

Dobra, w ekspresowym tempie zostałam przyjęta do mojej kochanej pani doktor. Zadzwoniłam wczoraj, z pytaniem czy jest szansa, żeby dostać się na wizytę do końca tygodnia i zostałam przyjęta wczoraj po pracy, czyli około 21.
Mówię Wam, jak weszłam do gabinetu, to tak mi serce biło z nerwów, bo strasznie się bałam, że się okaże, że będzie jednak Kruszynka, albo jeszcze coś gorszego.
Okazało się, że wszystko jest ok, jednak prawdopodobnie przez zmianę trybu życia, nagły spadek wagi i nieregularny tryb życia, mój organizm zwariował i zapomniał, że musi przyjść @.
Dostałam luteinę. Mam ją brać i czekać do 20.09 na @. Jeśli się nie pojawi, to czekają mnie badania hormonalne, krew itp. Mam nadzieję, że się pojawi.
Ech, a tak chciałam uniknąć @ na naszym wyjeździe.
No tak, bo ja wam przecież nic nie mówiłam, 6.09 mamy z K. urlop i na 8 dni znikamy w Bułgarii :) będziemy grzać dupy nad Morzem Czarnym :)

Co do planów, o których wspomniałam w notce... to... cóż mamy ustaloną datę ślubu. 25.06.2016.
Data odległa, ale... musimy nazbierać finanse :) Teraz to będzie możliwe, bo oboje będziemy pracować :)
Nie, nie zaręczyliśmy się jeszcze :) Ale zamierzamy. Najpierw jednak chcemy uzbierać część pieniędzy, a zaręczyny prawdopodobnie będą w przyszłym roku, bo zawsze mówiliśmy z K., że po mojej magisterce i z tego co wiem, to K. tego się trzyma.
Oglądamy sobie póki co pierścionki, sale i suknie ślubne. Na szczęście mamy w tej kwestii podobny gust :)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Nadal wielki znak zapytania.

Dobrze zrozumiałyście ostatnie zdanie :) Podejrzewaliśmy z K., ze możemy mieć małą kruszynkę, choć za bardzo nie było ku temu powodów. No, ale @ się spóźniał, zrobiłam 3 testy i każdy negatywny, więc to nie to...
Jednak @ nadal nie ma...
Dzisiaj dostanę grafik w pracy i umówię się do lekarza, trochę się boję, że to coś gorszego, jakieś trobiele albo coś :/ Już kiedyś je miałam, a to ponoć lubi wracać.
Co do pracy, zostaję na dłużej, ale na innych zasadach- będę pracować 3 dni w tygodniu, więc wyjdzie mi około 3/4 etatu, będę miała czas na szkołę i inne rzeczy :)
Teraz lecę, bo na 15 idę właśnie do pracy, a potem integracyjne piwo z koleżankami :)

Mam też trochę nowości związanych z K., naszymi planami na przyszłość itp. Ale to może poczekać na przyszły raz :) Wpadnę do was jak będę miała wolną chwilę :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

O pracy słów kilka.

Dzisiaj akurat odpoczywam od pracy, cieszę się dniem wolnym, więc od razu tutaj zaglądam :)
Wielu z was pytało w komentarzach jak to było z tą moją pracą, więc postanowiłam rozjaśnić nieco sytuację.
Nakreślę całą sytuację raz jeszcze i postaram się, żeby było w miarę jasno, a nie chaotycznie, jak to zazwyczaj mi wychodzi.

Pamiętacie może, że w 2012 odbywałam staż w przedszkolu. Potem oczywiście zatrudniono mnie na 1,5 miesiąca, bo ponoć taki jest wymóg stawiany przez urząd pracy. Swoją drogą dość głupi, no bo wiadomo, że jak pracodawca nie będzie chciał tej umowy przedłużyć, to ten miesiąc nikogo nie ratuje. No i tak było ze mną. Usłyszałam, że są zadowoleni i wszystko cacy, ale... nie mają etatów. No cóż, w tej branży to akurat ciągle są redukcje, a nie nowe etaty, i liczyłam się z tym. Zapewniono mnie, że o mnie pamiętają, że mam kończyć studia i się zgłosić, ale wiecie ja myślę, że to obiecanki cacanki, a głupiemu radość. No i siedziałam na bezrobociu jakiś miesiąc, więc nawet dość szybko znalazłam nową pracę w zawodzie. To był żłobek, oddalony od mojej miejscowości o ok. 35 km, więc musiałam liczyć dojazd. No, stawka była marna, bo 7 zł na rękę, a wiadomo, że benzyna kosztuje. No, ale przeszłam pozytywnie dzień próbny z dziećmi, babka była zadowolona, więc poszłam, zawsze lepiej mieć coś niż nic. Jednak wytrzymałam tam z 2 tygodnie, bo atmosfera była beznadziejna. Dwie babki: właścicielka i pracownica to były koleżanki, więc gadały ze sobą tylko, na mnie zwalając resztę obowiązków. Dodatkowo ciągle coś im się nie podobało i nie potrafiły tego normalnie powiedzieć, tylko po prostu autentycznie wrzeszczały. Nie przesadzam. Dzieci były dla nich grubymi bachorami, itp. Wrzaski na porządku dziennym. Nie wytrzymałam i odeszłam.
Siedziałam sobie znowu na bezrobociu jeżdżąc sobie na rozmowy o pracę, ale jakoś nic z tego nie wynikało. Może za bardzo przebierałam, ale nie chciałam jechać w jedną stroną 2 godzin i jakoś tak wyszło, że praca sama do mnie przyszła. Tzn. znajoma mojej mamy jest kierownikiem największej cukierni w moim mieście i zadzwoniła do niej w czerwcu, że potrzebują kogoś na wakacje i czy nie chcę przyjść. Stwierdziłam, że nie mam nic lepszego do roboty, więc pójdę.

Pracuję więc sobie w cukierni od czerwca. Na razie mam powiedziane, że jestem do końca września. jak będzie nie wiem, bo możliwe, że mi będą chcieli przedłużyć, jednak jeszcze nie zdecydowałam co zrobię, jeśli mi to zaproponują. Dlaczego się waham?
Po pierwsze nie jest to praca w zawodzie. Po drugie nie mam tam żadnej umowy, nawet umowy zlecenia, nic, co dałoby mi dowód, że mam jakieś doświadczenie, itp., no i stawka jest powalająca, bo aż 6,5 na rękę na godzinę. Pracuję po 10-12 h dziennie, schodzi mi na tym cały dzień, mam 2 dni, albo 1 w tygodniu wolny, a wiadomo od października wracam na studia, będzie trzeba pisać egzaminy, magisterkę, jeździć na zjazdy. A kiedy to wszystko zrobić, jak wracam do domu zazwyczaj dopiero o 21? Z drugiej strony zawsze to jakaś kasa, marna, bo marna, ale jest.
Jest jeszcze jeden powód, który chyba przeważy szalę w jedną lub w drugą stronę. Najprawdopodobniej jutro dowiem się, czy będziemy razem z K. nadal tylko we dwójkę...


wtorek, 13 sierpnia 2013

Kobieta zmienną jest.

Zatęskniłam za stukaniem palców o klawiaturę. Za szumem wentylatora w laptopie. Za Waszymi notkami i komentarzami.
Postanowiłam wrócić.
Bo przecież kobieta zmienną jest.
Tylko czy ktoś jeszcze mnie tutaj pamięta?

********

Zły czas, jaki towarzyszył mi/nam gdy pisałam tu kilka miesięcy temu minął. I miejmy nadzieję, że bezpowrotnie. Zakochuję się na nowo w Nim. Z każdym dniem coraz bardziej. Coraz częściej oglądam białe sukienki, gdy przechodzimy ulicą obok okien wystawowych, a on uśmiecha się wtedy i utwierdza mnie w przekonaniu, że ta wyjątkowa chwila i dla mnie kiedyś stanie się rzeczywistością.

Sporo się zmieniło. Już nie pracuję w zawodzie. Zrezygnowałam. Tak, sama z własnej woli. A wszystko dlatego, że nie chciałam mieć nic wspólnego z miejscem, w którym tak źle traktuje się dzieci. Krzyki były na porządku dziennym. To nie dla mnie.
Zamiast tego kelneruję w cukierni. Przynajmniej czasowo. Może potem znajdę coś innego.

********

Nie obiecuję kolejny raz regularności wpisów, ani niczego takiego. Po prostu będę, gdy poczuję potrzebę.
Jeśli ktoś wysyłał mi zaproszenie przez maj, czerwiec, lipiec, to proszę o ponowne wysłanie, ponieważ wtedy byłam wyłączona ze świata wirtualnego i zaproszenia utraciły ważność.